poniedziałek, 21 lutego 2011

„Jest się takim, jak myślą ludzie, nie jak myślimy o sobie my, jest się takim, jak miejsce, w którym się jest.”

Zofia Nałkowska ustami Zenona Ziembiewicza
w powieści "Granica"

Czas dalej kreślić ten krzywy obraz.




1. Skrzypek na dachu

Po dość długiej przerwie udało mi się znaleźć trochę czasu na napisanie kolejnego posta. Na samym początku chciałbym opowiedzieć wam o wrażeniach niedzielnego spektaklu, w którym miałem okazję uczestniczyć w roli widza. Z tego miejsca chciałbym pokłonić się Martynie, która z własnej inicjatywy zorganizowała nasz wypad do Teatru Muzycznego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni.
Przygoda rozpoczęła się 20 lutego w Gdyni Głównej, na której przystanku spotkałem się z Gosią i Kasią, koleżankami z chóru. Wspólnie udaliśmy się do teatralnej placówki, gdzie dołączyła do nas Martyna wraz z współlokatorami, ciocią i kuzynostwem. Sztuka miała odegrać się o godzinie 17.00, a korzystając z piętnastominutowego wyprzedzenia porozglądaliśmy się po niektórych zakamarkach budynku. Kiedy podeszliśmy do "uroczo" wyglądających kasjerek serwujących broszury "Skrzypka na dachu", doznaliśmy lekkiego zażenowania i zawstydzenia, prosząc o jedna z nich, a otrzymując odpowiedź w postaci dwóch pretensjonalnych słów - dziesięć złotych. Niemniej szybciutko odwróciwszy się, odeszliśmy z miejsca porażki.
W głośnikach rozbrzmiał głos zachęcający do zajmowania miejsc, wyłączenia telefonów i skupienia się na prezentowanej nam grze aktorów...



Wspaniały musical zachwycał już od pierwszych minut. Pierwsze na co zwróciłem uwagę to mnogość i różnorodność postaci występujących na scenie. Byli starszy i młodzi aktorzy, chłopcy i dziewczęta, baby i dziady. Wszyscy uroczo tańczyli i śpiewali. Gdy odgrywano scenę, aktorzy drugoplanowi doskonale rysowali tło, dając odczuć widzowi realizm prezentowanych sytuacji. Sama sztuka podejmowała kilka tematyk. Przede wszystkim opowiadała o losach żydowskiej rodziny skazanej na wysiedlenie z rosyjskiej miejscowości Anatewka. Zaprezentowano również proces upadania archetypowych tradycji, opowiedziano kilka miłosnych historyjek, zakreślono nowe zjawiska będące naleciałościami amerykańskich ideologii.

To także jeden z niewielu musicali, w którym w piękny, dowcipny, liryczny i dramatyczny zarazem sposób mówi się o podstawowych wartościach życia i przemijaniu. Główny bohater Tewje, mieszkający wraz z żoną i pięcioma córkami w Anatewce musi wybierać pomiędzy poszanowaniem tradycji a szczęściem dzieci. Ubogi mleczarz, któremu wiara, nadzieja i modlitwa pozwalają z pogodą ducha znosić wszelkie przeciwności losu i stawiać czoła trudnościom związanym z życiem, dokonuje wyborów i podejmuje decyzje z naturalną pogodą i wiarą w harmonię otaczającego go świata...

trójmiasto.pl


Zachwycał śpiew, zmyślne tańce i nieziemska dostawa muzycznych doznań. Siedząc na trybunach, pragnąłem zejść i dołączyć do obsady, by razem z nimi współuczestniczyć w tak wspaniałym przedsięwzięciu. Analizując moje uczucie, najtrafniej określiłbym je mianem "zazdrość" - aż chciało się z nimi śpiewać, tańczyć i już tak łatwo wyobrażano sobie wszystkie zabawne próby tuż przed spektaklem. Zasłużone brawa otrzymał Bernard Szyc, główny bohater, za piosenkę "Gdybym był bogaczem" oraz Marek Kaliszuk, który wydobywając z siebie fantastyczny długi ton, powalił na kolana pół sali. Nie można pominąć również tytułowego bohatera, a raczej bohaterkę, która swoją fenomenalną grą na skrzypcach raz wyciskała łzy ze wzruszenia, raz zachwycała dowcipkującymi melodiami, raz zatrważała perfekcjonizmem i totalną sakralizacją dźwięków instrumentu.
Należy również nadmienić, że godna podziwu była także charakteryzacja i kostiumy, które nadały jeszcze większego dynamizmu, roztaczając w auli atmosferę książki Szolema Alejchema (którą zapragnąłem przeczytać).

Zasłużone brawa trwały stosunkowo długo. Uśmiech sam rozgaszczał się na twarzy, kiedy poszczególni aktorzy z wdzięcznością kłonili się i nawzajem gestykulacyjnie przedstawiali się publiczności. Był to mój pierwszy wypad do takiego typu teatru. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miał okazję obejrzeć tak porywający spektakl. Niezdecydowanych zaś, mocno zachęcam do obejrzenia wyczynów mających miejsce na deskach teatru. TO JEST LEPSZE NIŻ KINO! ZDECYDOWANIE!

2. Kinowy zawód - "Jestem numerem cztery"

Dziś zaś po prawie dziewięciogodzinnym siedzącym blogu zajęć udałem się z koleżankami z roku, Wiolą i Emilką (z tego miejsca z kolei dziękuję Emilce za zaproszenie mnie na darmowy seans, który jest przywilejem pracowników Multikina; jesteś super!), na reklamowany całkiem niedawno film "Jestem numerem cztery". Powiem od razu, że bardzo chciałem obejrzeć ową produkcję z kilku względów. Zawsze lubiłem filmy fantastyczne, to raz. Poza tym, zwiastun naprawdę zachęca...



Co można napisać o tym filmie? Ma swoje wady i zalety. Do pozytywnych stron należy przede wszystkim obsada, którą bardzo lubię, i którą kojarzę z naprawdę fajnych filmów. Nie można też powiedzieć złego słowa o ich grze. Wyczyny Dianny Agron (gwiazdy rozkochanego przeze mnie serialu "GLEE") oraz Alexa Pettyfer były całkiem przyjemne, a ich romantyczne uniesienia, sceny pocałunków i czułe, nad wyraz poważne dialogi nie były aż tak bardzo kwaszące. Świetna muzyka! Sceny od czasu do czasu porywające ciała z krzeseł, zapobiegające nadlatującej senności. Plusem były także efekty specjalne, choć nie wszystkie. Bardzo podobały mi się telekinetyczne zapędy bohaterów, ich zwinność, akrobacje, efekty świetlne, etc. Kompletnie zaś specom nie wyszły wynaturzone kreatury, które u naszej trójki wywołały śmiech niosący się po prawie pustej sali. Minusem była także fabuła, a raczej jej realizacja. O ile sama koncepcja niosła za sobą wielkie nadzieje, o tyle jej realizacja zawiodła. Szczególnie zabawną częścią filmu była scena, kiedy to Numer Cztery wraz ze swoja miłością ukrywa się w komórce do wywoływania zdjęć, w momencie oblężenia policyjnego i akcji "uciekajmy-bo-nas-złapią-ja-znam-świetne-miejsce-chodźmy".
Totalnie też nie podobało mi się zakończenie. Nie chcieliście zrobić dobrego filmu fantastycznego? Rozumiem... komedia romantyczna? Toteż już mogliście parę zakochanych w sobie po uszy bohaterów zostawić w spokoju, a nie rozdzielać ich ckliwymi i tanimi obietnicami powrotu. Skazaliście widza na niepotrzebny zawód tym spowodowany.

Film "Jestem numerem cztery" jak każdy inny stał się stosunkowo przyjemną marketingową maszyna. Nie skreślam go na straty. Był jaki był, ale też nie należał do najgorszych produkcji. Tytuł jest elokwentny do jego pozycji na obecnym rynku filmowych...

3. Kilka pierdół z życia wziętych

Poza tymi medialnymi atrakcjami tydzień wzbogacony był czwartkowym wypadem na akademicką imprezę (Karolinko mamy swój sekrecik. Poza tym muszę stwierdzić, że pijąc piwo z Tobą sam na sam w pokoju, jedząc przy tym sałatkę, było to całkiem przyjemnie, zwłaszcza, że nie mieliśmy nigdy okazji być ze sobą in person), piątkowym kulinarnym spotkaniem z Ola i Kasią (Dziewczyny, i jak ocieniacie nasza pizze? Jak dla mnie, pierwsza klasa!), sobotnią próbą oraz burżujstwem w Sphinx'ie dot. creme brulee.
Teraz powoli zmykam, bo zakopany jestem w różnego rodzaju pracach, których się podjąłem. Na plecach ciążą mi ostatnie cztery prace maturalne, pokaz slajdów na koło naukowe, nauka z angielskiego i technologii żywności pochodzenia roślinnego, no i chciałbym poczytać wreszcie leżącego tuż obok mnie "Kosogłosa".
Ostanie zdania...
Znów udało mi się jakoś usystematyzować mój jogging, a to za przyczyna Mirka Świrka. Dziękuję. :)


Pozdrawiam,
Daniel

wtorek, 8 lutego 2011

Jak to jest z harcerstwem... czyli strzelmy sobie kupę wspomnień!

Kurde, dlaczego jestem aż tak bardzo sentymentalny? Lubie wręcz nachalnie wspominać sytuację, które pozytywnie wryły mi się w pamięć. Do takich chwil niewątpliwie należą te, które spędziłem z drużyną harcerską (o oryginalnej nazwie) Leśne Duszki. Ile rzeczy tam się działo przez te sześć lat jej trwania, to nie sposób wyliczyć. Niemniej jednak najbardziej optymistycznie wraca się myślą do obecnych członków rybieńskiego ZHP. Lubię obecną ekipę, gdyż z nimi w przeciwieństwie do druhów i druhen sprzed kilku lat, można robić niemalże wszystko. Nie ma wśród nich stękania, jęczenia i marudzenia, wręcz przeciwnie - rozpiera ich czasami energia nie do opanowania. Jest to bardzo fajne, zwłaszcza, że to dzięki takiemu nastawieniu zimowiska, nocki, wyprawy i biwaki są zawsze udane i miło się o nich piszę.

Na samym początku chciałbym zaprezentować klip, który zmontowałem na szóste urodziny drużyny. Był to swego rodzaju prezent, który zawierał wspomnienia zbierane przez te wszystkie lata. Znajdują się na nim zarówno starzy jak i obecni członkowie (z naciskiem na obecni).



Od czego tu zacząć... w sumie pewnie najlepiej od początku. Obecnie drużyna liczy około 15 członków. Piszę około, bo zawsze jakaś duszyczka jest niepewna swojego członkostwa. Pieczę nad nimi sprawuję druhna drużynowa Ewelina (która zastępuje drużynową Wiolettę). Co można o niej napisać? Jest dość sympatyczną osobą, ale nie jest w stanie zastąpić dh Wioletty. Może i ma pedagogiczne podejście do dzieci, ale brak jej jeszcze zaznajomienia z rybieńską rzeczywistością. Denerwujący jest brak jakiejkolwiek organizacji i przygotowania, np. do ostatniego zimowiska. Zabrakło niewątpliwie tam kilku atrakcji, które z łatwości i niewielkim wkładem pieniężnym (powiedziałbym nawet minimalnym) można było załatwić. Najgorsze, co mnie zraziło to "donos" harcerzy dotyczący braku zbiórek. Gdy na piedestale drużyny stała Wioletta, spotkania odbywały się w miarę systematycznie, teraz z tajnych źródłem wiem, że w przeciągu semestru odbyły się cztery (stosunkowo kiepskie) zbiórki. W sumie, to co teraz robię to najeżdżanie na czyiś sposób działania, ale tak bardzo mi się to nie podoba. Zależy mi, by obecni członkowie pozostali w drużynie jak najdłużej, zwłaszcza, że kilkoro z nich uczęszcza już do szóstej klasy. Ale czy będzie im zależało wtedy, kiedy kadra zbytnio nie przykłada się do swoich obowiązków? Bardzo się ucieszyłem, kiedy to jedna z druhenek (Ola), mimo, że jest już gimnazjalistą, nadal współpracuje z drużyną...





Chciałoby się tu napisać kilka słów o każdym. Bardzo podoba mi się to, że w drużynie nie ma żadnych mariolkowatych pustaków. Oczywiście mają oni swoje odchyły, ale są one bardzo pozytywne... Hmm... ciekawe czy kojarzę wszystkich z imienia. Jest Kuba - go chyba znam najlepiej (poza kadrą) i w sumie to taki optymistyczny chłopak z fajnymi problemami, które mi przedstawia. Kiedyś dostałem od niego bardzo przyjemną wiadomość na telefon komórkowy (która nadal tkwi w moim archiwum) i wierzę w to, że nasza znajomość będzie trwała dłużej. Potem mamy oczywiście Weronikę (K), która zyskała u mnie w sumie z pół roku temu, a to za przyczyna właśnie Kuby. Tomek i Ola - oni też są wybitni, mimo że nadal przypomina mi się ich wielka kłótnia, która suma summarum zakończyła się ponownym zejściem. Tomek niby takie figo fago, a tak naprawdę chojrak jak malowany (co nie, Tomcio?:). Weronika (T) to kolejna chuda tyczka, którą znam przede wszystkim z odwiedzin u jej siostry. Inne zwariowane osobowości to Klaudia, Weronika (J; ileż tych Weronik), Irek, Julia, Ola i Michał. Taka banda degeneruchów w wieku od 11-13 lat (14). Kurde, z nimi naprawdę jest śmiesznie. Nawet powiedziała mi to kiedyś Asia, a jak ona tak mówi, to tak też musi być... Hmm... gdybym był częściej w Rybnie, chętnie sam poprowadziłbym drużynę i został drużynowym.





W sumie nie będę już im więcej słodzić, bo jeszcze w samozachwyt popadną. Na sam koniec chciałem jeszcze nakreślić kilka spraw. Marzy mi się, by zabrać je w wakacje do Gdańska na kilka dni. Można by wtedy spędzić tak fajnie czas. Zwiedzić starówkę, pójść z buta plażą na sopockie molo, zahaczyć o kino i skałki, bądź też prażyć się cały dzień na plaży. Mam nadzieję, że uda mi się wszystko zaplanować i zrealizować. W sumie najciężej będzie z wydatkami i wyeksmitowaniem współlokatorów z mieszkania - gdyby się udało ich usunąć, nocleg byłby za darmo. Ale pomartwię się tym potem - na razie trzeba im zorganizować przyjemna majówkę...

Nie żebym zapomniał o najważniejszych członkiniach drużyny, tj. Asi i Natalce. O nie, o nich napiszę kiedyś specjalne wydanie posta!
Pozdrawiam.