Wrony pamięci. Wiecie czym są? To takie "głupie coś" w mojej głowie, które każdego dnia przypomina mi o mojej nieudolności i psychicznym schorzeniu, którego nabawiłem się w sierpniu 2007 roku. Może na sam wpierw przyjrzyjmy się mojej osobie sprzed czterech lat:
Nie ma co ukrywać. Byłem gruby jak świnia. Osiemdziesiąt cztery kilogramy na niecałe metr siedemdziesiąt sześć można było określić nadwagą, która przy pomocy kilku dodatkowych obciążeń mogła z łatwością przejść w otyłość. Cała moja mania na punkcie odchudzania rozpoczęła się w trzecim tygodniu lipca, kiedy to wakacje spędzałem u mojej siostry na wsi Zbiczno, leżącej nieopodal Brodnicy. Panował wtedy szał na disnejowskie produkcje, które kreowały na planie filmowym idealny świat pełen ładnych buzi, szczupłych ciał i ogromu talentu. Nie pamiętam dokładnie co usłyszałem z ust mojej siostry, ale nie było to nic miłego, a więcej - całe sedno rozmowy dotykało mojej tuszy. Nie zwracałem nigdy uwagi na mój wygląd, aż tu nagle zacząłem się przejmować kim będę i co osiągnę z takim "image". Remedium na moje problemy tłuszczowe i łakomstwo miał być Apichrom - suplement diety, z którym zapoznała i zaprzyjaźniła mnie siostra. Kiedy po tygodniu wróciłem do domu postanowiłem sobie - schudnę! Zakupiłem lekarstwo i wierzyłem w jego zbawienne działanie. Kiedy w wracałem z apteki spotkałem znajomą, która z miejsca nie tyle, co wyśmiała moje postanowienie, a zasiała ziarno zwątpienia w moje możliwości i samozaparcie. Chciałem wszystkim pokazać, że nie jestem słaby i również mogę być "fajny", "ładny", że mogę coś osiągnąć. Nie chciałem być nigdy więcej jedynie grubym kujonem, który nigdy nie pójdzie na randkę. Zaparłem się i w myśl powiedzenia "cel uświęca środki", chudłem kilogram za kilogramem i rozmiar za rozmiarem. Ciężko było przekonać mamę do "nie jedzenia", toteż zasymulowałem zapalenie gardła i jadłem wyłącznie jogurty do tego suplementując się dwa razy dziennie chromem. Pierwsze trzy dni były najgorsze - ból głowy, brak siły, zawroty, zniechęcenie. Późniejsze pięć tygodni - pozornie najlepsze. W końcu zorientowałem się, że nie trzeba aż tyle jeść, by funkcjonować. Chudłem jednak nadal za wolno - trzeba było dietę uczynić bardziej rygorystyczną i wprowadzić dodatkowy wysiłek fizyczny. Dzień w dzień spędzałem godzinę na rowerze, jeżdżąc coraz dalej i szybciej. Aż wreszcie ustaliłem sobie trasę trzynastu kilometrów, którą przebywałem każdego dnia - jest to może niewiele, ale wtedy dla dziecka nieuprawiającego żadnego sportu był to wyczyn na wagę światowych igrzysk.
Jeździłem dzień w dzień. Kiedy wiedziałem, że nie będę mógł tego zrobić tradycyjnie popołudniu, wstawałem rano i jeździłem przed śniadaniem. Kiedy mogłem - jeździłem dwa razy dziennie. Wszystko szło idealnie. Chudłem i ludzie to zauważali. Wciągu trzech tygodniu zrzuciłem około 14 kilogramów. Na przemian narzucałem sobie dni - dzień wody, dzień gruszkowy, dzień wodny. Kiedy przez sytuacje zmuszony byłem zjeść więcej - jeździłem szybciej, więcej, dalej. Podobało mi się, jak traktują mnie ludzie. Interesowano się mną i podziwiano za siłę woli, nagłą zmianą, która we mnie zachodziła. Chciałem schudnąć jeszcze więcej wystawiając na piedestał wagę czterdziestu kilogramów - wiedziałem, że jestem w stanie to uczynić. Po kolejnych trzech tygodniach ważyłem już sześćdziesiąt kilogramów. Byłem szczęśliwy, niemniej jednak przestraszyłem się wizji szkoły i braku możliwości uprawiania sportu. Wtedy po raz kolejny mój mózg zadziwił mnie swoja błyskotliwością. Zawsze są herbatki ułatwiające wypróżnianie... Toteż i je piłem. W domu musiałem jeść nieco więcej ze względu na mamę, która ma dar "zmuszania do jedzenia". W szkole na kanapki zawsze ktoś był chętny, a późne powroty determinowały mnie do jedzenia jedynie kolacji, po której w sekrecie wykonywałem serię brzuszków, przysiadów, skłonów, etc. Udało mi się zrzucić kolejne dwa kilogramy. Byłem z siebie dumny, naprawdę jak nigdy wcześniej. Ludzie rozpoznawali mnie.
Anoreksja – zaburzenie odżywiania, polegające na celowej utracie wagi wywołanej i podtrzymywanej przez osobę chorą. Obraz własnego ciała jest zaburzony; występują objawy dysmorfofobii (zaburzenie psychiczne, charakteryzujące się występowaniem lęku związanego z przekonaniem o nieestetycznym wyglądzie lub budowie ciała). Lęk przybiera postać uporczywej idei nadwartościowej, w związku z czym pacjent wyznacza sobie niski limit wagi. Największe zagrożenie zachorowaniem dotyczy wieku między 14 a 18 r.ż.wikipedia.org
Nie wiem dokładnie kiedy uświadomiłem sobie sprawę z tego, że nie można tak wiecznie się odchudzać. Z tego, że swoim zachowaniem mogłem doprowadzić do poważniejszego schorzenia. Przypominam sobie tą lekkość i przeświadczenie, że nie trzeba jeść, by być pełnym energii. Pamiętam, że stając w kościele stwierdziłem po prostu: Już wystarczy.... Zjadłem normalny obiad, którego nie jadłem od dłuższego czasu. Potem powoli wszystko się normowało. Na szczęście ominął mnie efekt jojo, ale pozostał uraz w głowie. Uraz, który za każdym razem każe patrzeć mi w lustro i mówić: Twoja dupa jest wielka, a twój brzuch obwisły. Niemniej jednak powoli zaczynam sobie z tym radzić, zwłaszcza, że zdałem sobie sprawę, że można jeść, czerpać z tego przyjemność, być zdrowym i dobrze wyglądać.
Postawiłem na dietetykę, bo wierzę, że będę mógł pomóc młodym ludziom, którzy borykają się z takimi samymi problemami, które gnębiły i moja osobę...
Najważniejsze jest, by być sobą...
Mam nadzieję, że nie zanudziłem.
Do pokliknięcia!
P.S. Tępa strzała - to ja. Błędy jakie nastrzelałem na tegorocznych zimowych egzaminach zatrważają moją osobę.