sobota, 6 sierpnia 2011

ZAPISKI Z MALGASKIEJ PODRÓŻY - część II

Lubiłem bardzo tego chłopca. Przypominał mi dzieci z harcerstwa. On chyba lubił i mnie.

6 lipca 2011
Znów siedzimy przy brzegu rzeki z Asią i relaksujemy się po kolejnym ciężkim dniu. Dziś niebo jest niezwykle zachmurzone, ale i podczas takiej pogody Madagaskar nie traci swego dzikiego uroku. Wręcz przeciwnie, sprawia, że jeszcze bardziej chce się go poznać. Może spadnie deszcz? Lubię, kiedy pada deszcz. Nastraja on do głębszych przemyśleń (...).
Od dwóch dni jest z nami Rysiek - polski salezjanin, który wrócił z urlopu. Bardzo go polubiłem (...). Daje nam wiele wskazówek... Wraz z Ryśkiem przyjechała cała ferajna - siostry zakonne, Słowak Wladyslaw i kilku innych ludzi należących do zarządu. (Dziś niestety już wszyscy pojechali.) Wraz z nimi natomiast przyjechało jedzenie z górnej półki. Ciągle myślałem, że proboszcz na co dzień sobie dogadza, ale teraz? Dania, które przygotowała Madame Elizabeth zaskakiwały i smakowały. Na stole zapanowała rewolucja żywieniowa. Jedliśmy pizzę (którą wspólnie przygotowaliśmy), kraby błotne, duszone i pieczone kawałki tuńczyka, ananasy i mnóstwo bananów, chleb z kakao i najróżniejsze napoje: Sprite, malgaskie piwo, likier migdałowy i avokado. Furorę niemniej jednak zrobiły polskie wyroby przywiezione przez o. Ryśka, tj. kabanosy, szynka, kiełbasa żywiecka i oczywiście wódka.
Dziś przy obiedzie strzeliłem pewną gafę. Zamiast powiedzieć "wooki" (najedzony), powiedziałem "woodi", co oznacza "dupa". Śmiechu było, co nie miara. Zaskakujące jest to, jak otwarci są tu ludzie i jak bardzo zakonnicy różnią się od tych polskich. Bardzo przypadła mi do gustu siostra Alice, której poczucie humoru bardzo mi odpowiadało.
(...)
Apropos żywienia. Otrzymałem możliwość przeprowadzenia ankiety w przyszłości. Jak tylko znajdę chwilę spokoju, stworzę takową. O tyle rzeczy chciałbym się dzieci zapytać i tyle rzeczy chciałbym wiedzieć.
(...)
Jedynym moim, jak na razie, zdrowotnym przewrotem była wysypka, którą za pomocą mydła i wody udało mi się wyeliminować. A co się tyczy mydła - koniecznie trzeba wspomnieć, że otrzymaliśmy jedno mydło do umywalki, pod prysznic i do bidetu.




7 lipca 2011
(...) W medycznym składziku odnalazłem nierozpakowany glukometr i wkłady do niego. Zasstanawiam się, czy wykrywa się tu cukrzycę, a jak już się wykrywa, to czy się ją leczy.
Dopiero na Madagaskarze doceniam smak prostych rzeczy. Zarówno tych, które sycą nasze ciało, jak i tych, co sycą nasze serca. Jak się okazało, ryż może doskonale pasować do wszystkiego - na słodko z miodem, mlekiem kondensowanym i owocami. Smakuje dobrze z samą oliwą i przyprawami, można go jeść nawet z uduszona niedojrzałą papają i drobiną mięsa wołowego. Po powrocie koniecznie muszę zmienić swoje nawyki żywieniowe - muszę zmobilizować się do takich czynności jak pieczenie chleba, preparowanie co lepszych owoców i cieszenie się każdą chwilą życia. (...) Szedłem dziś z niewielkim kawałkiem ciasta kakaowego spod pizzy - podbiegły do mnie dzieci i niegwałtownie wyrwały mi go, by od razu skonsumować. Niezwykły był widok Larisy, beznogiej dziewczynki, która przez 15 minut żuła niewielki kawałek kokosa. Jej historia jest również niesamowita. Rysiek opowiedział nam, że przy narodzeniu matka skazała ja na śmierć z powodu jej kalectwa, pozostawiając ja w lesie. Proboszcz, którego uważałem zawsze za choleryka niezdolnego do emocjonalnych podlotów, zadeklarował się do objęcia opieki nad Larisą. Odtąd pomaga całej rodzinie. Mimo, że w siedmioosobowa rodzina dziewczynki mieszka w jednym małym pokoiku, są szczęśliwi. Chwała Bogu, że rozgrzewa ludzkie serca. (...) Czas leci tu nieziemsko szybko, przez co powoli stajemy na półmetku naszego malgaskiego tripu.



8 lipca 2011
Wraz z pobytem tutaj ustalił się nam naturalny porządek dnia. O godzinie 5.00 budzą nas koguty, o 6.00 gdy zaczyna świtać, dobudzają nas dzwony. O 6.15 słyszymy rozbrzmiewające w kościele pieśni, które zwiastują początek Mszy Świętej. ...wstajemy z łóżek i myjemy się. Przeważnie o 7.00 jemy śniadanie, na które serwuje się rozgotowany biały ryż, dodatek do ryżu, chleb, oliwę, wodę, owoce i kawę. Gdy wypity zostaje ostatni łyk czarnego, mocnego i aromatycznego naparu, udajemy się do pokoi, by przygotować się do przyjęcia pacjentów w ośrodku zdrowia, który stoi obok naszego budynku. Poniedziałek i wtorek to dni najowocniejsze w zainteresowanych wyrwaniem zęba i masażem. (...) O 12.15 na stole leżą już zastawione naczynia i serwetki, a w kuchni rozchodzi się zapach gotowanego ryżu, ryby, mniej bądź bardziej znanych warzyw i owoców. Zawsze odmawiana jest modlitwa, przy obiedzie jest to zazwyczaj Anioł Pański. Po pięciu godzinach bez jedzenia, zapychamy łapczywie swoje żołądki, by zaspokoić głód na kolejne siedem godzin. Rozmawiamy do 13.00 dopijając kawę lub kompot ze skórek ananasa z miodem. Gdy kończymy celebracje jedzenia, znakiem krzyża niczym salutem na pożegnanie, wracamy do sypialni, by przespać najcieplejszą porę dnia. Około 15.00 budzą nas uczniowie entuzjazmujący się na ulicy tuż przy naszych oknach. Gdy Morfeusz odbiera nam sen, w zależności od potrzeb: pierzemy nasze brude ubrania bądź udajemy się nad rzekę, by w spokoju afrykańskiej dziczy poczytać książkę, popisać lub rozmyslać i rozmawiać o obawach pierwszych dni w Polsce. Czerwonofioletowe niebo zwiastuje godzinę 17.00. Odczuwamy już lekki głód. Podkradamy się po banany lub kokosy i dalej trwamy w relaksacyjnym zawieszeniu. Od czasu do czasu wymieniamy zdania z tubylcami, robimy zdjęcia i bawimy się z niedożywionymi dziećmi. Braku pożywienia nie widzi się na zewnątrz, ale w odruchach prośby o cukierki i w tęsknych spojrzeniach za kawałkiem czegoś dobrego. O 18.00 biją dzwony, a my korzystamy z prądu, sterylizując stomatologiczne instrumenty. Jest już ciemno i gdyby nie cząstki dostarczanej energii, utkwilibyśmy w całkowitych ciemnościach. Kolacja to najbogatszy w potrawy posiłek. By utrzymać dostojność sytuacji, zmywamy z siebie całodniowy pot i oczyszczeni zasiadamy do ciepłego posiłku. Jemy zazwyczaj godzinę, Potem wychodzimy na piętro z o. Ryśkiem, pijemy drinka przy rozmowie i kabaretach. Wyłączają prąd około godziny 21.40 i przy świetle czołówki Asi, zanosimy szklanki do kuchni. Na resztkach pożywienia gromadzą się karaluchy. Wzbudzają we mnie obrzydzenie. Nie lubię owadów, które osiągają rozmiary powyżej kilku centymetrów. (...) Zamknięcie oczu wytęża słuch, który wychwytuje orkiestrę zafundowana przez malgaskie świerszcze. Co mocniejszy podmuch wiatru niesie ze sobą zapach kwiatów langi-langi. Zasypiamy, aż do pierwszego dzikiego koguta. (...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz