wtorek, 2 sierpnia 2011

ZAPISKI Z MALGASKIEJ PODRÓŻY - część I

Ależ ten czas leci. Jeszcze tak niedawno męczyłem się podczas letniej sesji egzaminacyjnej, a już teraz jestem "po" największej przygodzie życia. Wróciłem z Madagaskaru, niesamowitej wyspy, która w mojej pamięci pozostanie do końca życia. Chciałem zaprezentować wam dziś kilka zapisów z mojej podróży...


26 czerwca 2011
"Dojeżdżamy do Mediolanu. Jest piękny zachód słońca. Słońca, które kryje się za włoskimi Alpami. Dzisiejszy dzień był ciężki zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Mieliśmy pobudkę o siódmej rano. (...) Udaliśmy się do najstarszego kościoła w Monachium (Kościół pod wezwaniem Starego Piotra), a już o dziesiątej wracaliśmy z procesji Bożego Ciała. Autostopowanie szło nam dotychczas łatwo. Bez problemu udało się nam dostać na stację benzynową we włoskim Roveto. Tam czekaliśmy bite trzy godziny na kolejną podwózkę. (...)"

Nie dojechaliśmy tego dnia do Mediolanu. Dotarliśmy do miejscowości oddalonej od naszego celi zaledwie kilkanaście kilometrów, ale późna godzina stała się czynnikiem naszego przemęczenia. Zdecydowaliśmy się więc rozłożyć nasze ubrania na pobliskim polu, na którym zapadliśmy w błogi sen.

27 czerwca 2011
Jest kolo godziny trzynastej. Już od dziewiątej rano czekamy na lotnisku (...) Jesteśmy głodni, ale przynajmniej przebrani i umyci. (...) Stresuje sie coraz bardziej wylotem. Jeszcze nigdy nie latałem...

29 czerwca 2011
Jesteśmy już dwa dni na Madagaskarze i tyle rzeczy juz się przytrafiło. Lot samolotem był miłym doświadczeniem, choć lęk przed lądowaniem i dokuczające zatykanie uszu może zniechęcić do korzystania z tego środka transportu. (...) Lecieliśmy już razem z Dżoanną, która dołączyła do nas kilka godzin przed wylotem. Okazała się naprawdę sympatyczną i godna poznania dziewczyną. (...) Już na lotnisku na Nosy Be uderzyło nas niebywałe ciepło i duchota. Po otrzymaniu wiz, udaliśmy się taksówka do portu. W trakcie podróży pan kierowca opowiadał nam o mijanych przez nas roślinach i zatrzymywał się byśmy raz po raz wąchali kwiaty Iangi-Iangi. Otaczały nas lasy kakaowe, pola ryżowe i mnóstwo palm. Wyprawa motorówka była również niesamowita jak widoki wkoło. Gdy dobiliśmy do brzegu, zalała nas fala chętnych do przewózki taksówkarzy. Jechaliśmy samochodem, w którym nie działało kompletnie nic. Nie zamykały się drzwi, a kontrolki paliwa i prędkości stale pokazywały magiczna liczbę "0". Wybite szyby sklejono taśmą. Już na samym starcie zajadaliśmy się przeróżnymi gatunkami bananów, ananasów, które niczym nie przypominały owoce sprzedawane w Polskich sklepach. (...) Sen trwał krótko. Obudził nas kran o 5.30. Umywalka zaczęła wypełniać się ni stąd ni zowąd wodą. Spieszno wodę zlewaliśmy do misek, aż do czasu przybycia Malgasza z sąsiedniego pokoju. Rozciął dętkę od roweru i zapchał kran prostym węzłem - profesjonalny hydraulik. (...)

2 lipca 2011

(...) Po śniadaniu udaliśmy się na wycieczkę po okolicy. Boso chodziliśmy po dżungli, wspinaliśmy się na skałki, myliśmy się pod kaskadowymi wodospadami, strzelaliśmy mnóstwo zdjęć. Muszę przyznać, że takie życie, tj. chodzenie boso, mycie się w rzece, jedzenie bananów i miąższu kakaowca na deser, bardzo mi odpowiadało. Po obiedzie zaś zwiedziliśmy święte dla Malgasza miejsce - ciepłe źródła. Nie miałem serca nie posmakować wody z ciepłych źródeł. Smakowała tak, jakby zawierała dużo wapnia i magnezu. Była to również żerowisko białych, czarnych i szarych czapli. Całe jezioro obrosło przepięknymi kwiatami. Muszę dodać, że pojechaliśmy tam rowerami.

4 lipca 2011

Obecnie siedzę z Dżoanną nad rzeką. Jest tak spokojnie. Dzień bardzo mi się podobał, bo nie trwałem w bezczynności. Z rana udałem się sam do kościoła - ludzi było niewiele, co bardzo mi odpowiadało. Zmówiłem dziesiątkę różańca. (...) Następnie samotnie zjadłem śniadanie z księżmi i wypiłem kawę. Kiedy ogarnąłem poranne czynności, razem z towarzyszami podróży udałem się do ośrodka zdrowia. Pomagałem w gabinecie dentystycznym oraz masowałem pana po udarze mózgu. O godzinie 11.00 Madame Elizabeth uczyła mnie pieczenia chleba. (...) Po obiedzie jak co dzień poszliśmy na sjestę, a po niej robiłem pranie. W bidecie wyprałem wszystkie swoje brudne koszulki. Zaskakujące było to, jak zakurzone były nasze ubrania - woda (...ups... buczy na nas właśnie Umbi) była wręcz czarna już po pierwszej koszulce.


5 lipca 2011
Rady do szuflady:
- Ananasa myjemy i obieramy dość grubo ze skóry. Następnie skórkę zanurzamy w wodzie i gotujemy z kora cynamonu. Dodajemy miodu i czekamy, aż wywar wystygnie. Świetnie orzeźwiający napój.
- Kokos rozbijamy następującym sposobem: nożem wybijamy dwie dziurki u nasady w najbardziej miękkich miejscach. Upuszczamy mleczko kokosowe do kubka. Orzech zaś rzucamy o betonowa powierzchnię, aż ulegnie rozpołowieniu.
- "Kraba nie jemy, kraba wysysamy" - o. Ryszard
- Polska wódka najlepiej smakuje z sokiem ze skórek ananasa.


2 komentarze:

  1. Proponuję spisac to w ksiażkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Daniel tak Ci zazdroszcze takiej wspaniałej podróży, która zostanie Ci w pamięci do końca życia i na pewno też wzbogaciła Cię duchowo. Wszyscy tak Cie podziwiamy że porwałeś się na taką wyprawę aż na Madagaskar! Muszę przyznać że czytam Twój blog z zapartym tchem i brak mi słów na Ciebie -w pozytywnym tego słowa znaczeniu:)Sabina

    OdpowiedzUsuń